środa, 27 lutego 2019

,,Walcząc o odkupienie''


Długo zastanawiałam się, co mam napisać na temat ,,Walcząc o odkupienie’’.  Nie byłam pewna jak mam ubrać w słowa emocje, jakie towarzyszyły mi podczas lektury.  Jeżeli wiecie, co to jest ,,kac książkowy’’ to, chociaż w części jesteście w stanie zrozumieć jak czuje się po przeczytaniu ostatnich słów tej cudownej historii. Zawładnęła ona moim życiem, na każdym kroku towarzyszyły mi emocje, które kłębiły się między głównymi bohaterami.  Od razu po przeczytaniu prologu miałam najczarniejsze myśli, już wiedziałam, że napisze w recenzji by go nie czytać. Mój Boże, jakże się pomyliłam, co do intencji autorki, z czego w gruncie rzeczy bardzo się cieszę. Ta historia rzuciła mnie na kolana, następnie rozerwała moje serce na milion kawałków by na samym końcu spowodować jego wzrost o miliard mikrocząsteczek. Mogę z ręką na sercu przyrzec wam, że spokojnie dwadzieścia stron nie nadaje się już do czytania, bo zalałam je rzewnymi łzami. Wyłam jak bóbr, nie wiedząc, co ze sobą począć. ,,Walcząc o odkupienie’’ to książka o przeszłości, teraźniejszości, ale także o przyszłości. Opowiada o piętnie, jakie pozostawiają zamierzchłe czasy, piętnie, które co róż otwiera stare rany i tworzy nowe we wspomnianej teraźniejszości. Jeżeli kiedyś ktoś wspomni mi, że łatwo jest kochać, od razu odeślę go lektury owego tytułu. Ryan to australijski żołnierz, który zostaje wysłany w trzewia ogromnego konfliktu, jaki panuje w Afganistanie. Fin to siostra jego najlepszego przyjaciela, która od najmłodszych lat traktuje go jak swojego brata. Miłość pomiędzy ludźmi z dwóch różnych środowisk zazwyczaj jest burzliwa. Kiedy dodatkowo jedna ze stron nosi w sobie nieskończone pokłady winy i na każdym kroku stara się nie ranić innych mamy do czynienia z istnym apogeum. Taka miłość rodzi się raz na sto lat, nie jest wyznacznikiem dzisiejszych czasów, pomimo tego, że jest jedynie kreacją wyobraźni autorki jest tak prawdziwa, że aż boli. Nie jest idealna, do czego przywykliśmy w podobnej tematyce, i właśnie brak tego ideału czyni ją tak piękną, silną i niepowtarzalną.  Powieść można opiewać w milionie słów, jednak ja w tym miejscu zakończę i gorąco zachęcę Was do lektury owej perełki wśród powielanych schematów.

poniedziałek, 11 lutego 2019

,,Stówa do morza''


,,Stówa do morza. Szczecin, jakiego nie znacie’’ autorstwa Jacka Reisigera to wykwintna satyra rozgrywająca się we współczesnym Szczecinie. Wielowątkowa i bawiąca do łez przeznaczona dla każdego, kto ma, chociaż garść poczucia humoru.  Ukazuje ona mankamenty miasta oraz mieszkańców w doskonale dobranym humorze. Przeplata życiorysy kilku przerysowanych bohaterów z wyraźnymi brakami osobowościowymi, które dodają jeszcze większego smaku całej historii. Pomimo umiejscowienia opisanych sytuacji w jednym z pomorskich miast, możemy spokojnie odnieść je do całości naszego narodu. Każdy z bohaterów reprezentuje ,,polskie upodobania’’ takie jak religijność w przypadku Walewskiej czy też słabość do trunków z procentem w wykonaniu pana Jerzego.  ,,Stówa do morza’’ może stanowić kompendium wiedzy na temat niedorzeczności zaistniałych zarówno w Szczecinie jak i w całej Polsce. Typowa matka polka, aż kusi napisać ,,madka’’ spędzająca większość czasu w Internecie, posiadająca męża nadwagą, która nigdy nie widziała polskiego morza to przykry, ale prawdziwy scenariusz, jaki spokojnie może istnieć w niejednym polskim domu. Jesteście może w stanie wyobrazić sobie trzech niemieckich emerytów, którzy zamiast skorzystać z uroków polskiego morza, pragną jedynie pokazać, do kogo kiedyś należał Szczecin? Jeśli nie, to koniecznie musicie sięgnąć po ową pozycję. Jeśli nie jesteście w stanie uwierzyć, że zwykłe jeziorko może zostać uhonorowane tytułem morza, to na pewno zaskoczy was pomysłowość jednego z bohaterów. Brak dostępu do morza to nie jedyny mankament miasta, który autor sprytnie obraca w dobry żart. Absurdalność rozgrywającej się na dwustu stronach akcji przekracza jakiekolwiek wyobrażenia i stanowi niesamowicie prześmiewczy przewodnik po tytułowym mieście. Przyznam szczerze, że było to moje jedno z nielicznych spotkań z satyrą i z ręką na sercu mogę wam powiedzieć, że na długo pozostanie w moim serduchu. Od bardzo dawna nie śmiałam się przy książce, natomiast tu autor sprawił, że musiałam maskować śmiech w autobusie miejskim pełnym obcych mi ludzi, którzy spokojnie mogli by być takim panem Jerzym czy też znerwicowanym, byłym nauczycielem.