Długo
zastanawiałam się jak ubrać w słowa swoje odczucia co do ,,Gdyby ocena nosił
Twoje imię’’. Ich odpowiednie dobranie było bardzo istotne z punktu widzenia
fali hejtu jaka może się wylać się na moją osobę. Jednak postanowiłam
zaryzykować, najwyżej kilku obserwujących moje konto odeśle mnie tam skąd
przyszłam. Umówmy się więc, że kompromisowo jestem po prostu wyjątkiem
potwierdzającym regułę. Słyszałam same pozytywne opinię na temat Tej książki,
przeczytałam setki ciepłych słów pod adresem owego tytułu, widziałam ją
wszędzie. Traf chciał, że nadarzyła się okazja do jej zrecenzowania. Emocje
sięgnęły zenitu, przecież każdy ją chwali, ma ogromne przesłanie itp. To właśnie tu zaczyna się wypowiedź, którą będziecie
czytać na własną odpowiedzialność. Wyimaginowałam sobie ogromne oczekiwania
wobec ,,Gdyby ocean nosił Twoje imię’’, chyba właśnie ten grad pozytywnych
opinii, jakimi, jako czytelnik zostałam zaatakowana, sprawił, że oczekiwałam
niemożliwego. Jednym słowem zawiodłam się, całkowicie, bez sprzecznie zawiodłam
się treści owej książki. Ciągle powtarzałam sobie, nie czytaj jej przez pryzmat
współczesności, spójrz na nią z perspektywy 11 września 2001 roku. Naprawdę
starałam się. Mimo wszystko pojawiły się we mnie podobne odczucia, jakie towarzyszyły
mi podczas seansu,13 powodów’’ – główna bohaterka stanowiła nie lada problem, w
przebrnięciu przez całość dzieła. Wciąż miałam nieodparte wrażenie, że cały
zarys historii już znałam, po prostu był to typowy fundament książek dla
młodzieży. Odłożyłam więc książkę na
półkę i dałam jej leżakować przez kilka dni. Postanowiłam odgonić negatywne
emocje jakie towarzyszyły mi do tej pory w czytaniu tego utworu. Spojrzałam na
książkę pod innym kątem. Zaczęłam analizować jej sentencje przez pryzmat życia
nie Shirin, a Oceana Jamesa. Dzięki ostatnim stu stronom zaczęłam dostrzegać
potencjał całej historii stworzonej przez Tahereh Mafi. Jednak na samym rasizmie się nie skupiłam,
bardziej ważne stały się dla mnie wątki poboczne. Okropnie przeżywałam postawy rodziców głównych
bohaterów. Strasznie ubodła mnie ich obojętność na życie ich nastoletnich
pociech. Nawet hipokryzja całego społeczeństwa w jakim obracali się Shirin i
Ocean, nie zapadła mi tak mocno w sercu jak właśnie całkowity brak
zainteresowania drugą osobą, ze strony dorosłych, wydawać by się mogło
znających życie, ludzi. Okropnie mierziło mnie poczucie bezradności bohaterów
wobec decyzji ich opiekunów. Wydaje mi się po części, że gdyby nie
generalizowanie przez nich wszystkiego, owa historia potoczyłaby się zupełnie
inaczej. Jeśli coś wyciągnęłam z tej książki to właśnie fakt niesprawiedliwości
jaka spada na młodych ludzi. Wciąż powtarza się, że nie mają za grosz
przyzwoitości a ich postawa woła o pomstę do nieba. Jednak przecież przykład czerpią
ze swoich matek i ojców. Niesprawiedliwość społeczna jaka została zawarta w ,,Gdyby
ocean nosił Twoje imię’’ w głównej mierze powstała w wyniku działania ,,tych
starszych’’. Poczynając od małostkowych rodziców głównych bohaterów, poprzez
grono pedagogiczne szkoły, do której uczęszczali, kończąc na nieznaczących
postaciach z ulic na których przyszło im żyć. Najbardziej jednak rozczarowujące
było zakończenie, pozbawione jakiejkolwiek nadziei na lepsze jutro. Walka z
ogromem przeciwności losu jaka spotkała tę dwójkę okazała się niepotrzebna,
gdyż dorośli po raz kolejny zadecydowali za nich.