wtorek, 28 sierpnia 2018

,,Minuta Ciszy''


,,Minuta Ciszy'' to historia rozgrywająca się w latach 70. XX wieku opowiedziana na mniej więcej stu stronach, na których zostało wyrażone apogeum emocjonalnego przeżywania. Książka jest w pewnym sensie pamiętnikiem jednego z uczniów Stelli Peterson, która umiera w sposób tragiczny. Tym uczniem jest osiemnastoletni Christian, który darzy nauczycielkę nieco inną sympatią niż taką, jaka powinna mieć miejsce między pracownicą a jej uczniem. ,,Minuta Ciszy '' jest historią o dorastaniu a także o towarzyszących mu problemach i rozterkach życiowych. Jest w pewien sposób hołdem złożonym pierwszej miłości przez młodego mężczyznę, miłości, która została brutalnie stłamszona przez życie. Ostatnie strony opisują zdarzenie, którego nie jestem w stanie sobie wyobrazić, pokazują jak ogromny ból przepełnia Christiana, ból, który sprawia, że chłopak ponownie staje się małym dzieciątkiem łapiącym się maminej spódnicy.  W powieści Siegfrieda Lenz’a najbardziej irytował mnie sposób narracji, gdzie główny bohater opowiada nam historię, po czym bez jakiegokolwiek wstępu zaczyna zwracać się bezpośrednio do Stelli. Gdy głębiej się na tym zastanawiam, jest to, oprócz często pojawiającego się języka niemieckiego, jedyny mankament też książki. ,,Minutę Ciszy'' wypada przeczytać przynajmniej dwa razy, z tego względu, że ostatnie strony rzucają nowe światło na historię, którą czytaliśmy dotychczas.  Na początku wydaje się ona błaha i pewnymi momentami nudna jednak warto trwać i przeczytać ją całą. Warta uwagi jest również ze względu na malownicze opisy pejzażu, w jakim rozgrywa się akcja książki, klify, wyspy, chłodny nadmorski wiatr i wzburzona woda morska.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

,,Rywalki''


W związku z tym, że tak naprawdę z całej serii trzy pierwsze tomy skupiają się najbardziej na historii Ami i Maxona, recenzja będzie dotyczyć właśnie tych książek. Seria Rywalki już dawno przewijała się na mojej tablicy na Instagramie, jednak bardzo sceptycznie podchodziłam do jej przeczytania. Kierowało mną przekonanie, iż jest to tylko i wyłącznie tania bajka dla nastolatków, coś pokroju ,,Zmierzchu’’. Zbytnio się nie pomyliłam, jednak Kiera Cass poruszyła coś w moim sercu i oczarowała mnie swoją powieścią. Pomimo tego, ze podział klasowy a także forma wyboru kandydatek do Eliminacji, których w prawdzie dotyczy cała książką, bardzo przypominała mi ideą ,,Igrzyska Śmierci’’ dałam szansę Rywalkom. Dosłownie pochłonęłam pierwszą część, a że do drugiego tomu miałam ograniczony dostęp i musiałam na niego poczekać, pękałam z ciekawości, co będzie dalej z Mer. Kiedy dorwałam się do dalszych losów głównej bohaterki zaczęłam uświadamiać sobie, ze bardzo podobnie jak ona reaguję na jej dwóch adoratorów. Nie mogłam się zdecydować czy wolę Aspena czy też Maxona. Pierwszy z nich wydawał mi się bardzo lojalny i słodki, ale jak dobrze każda z nas wie, na dłuższą metę taki facet zaczyna się nam nudzić. Całkowite oddanie, porównywalne do psiej wierności jest oklepane. Natomiast pyszałkowatość Maxona, jego problemy z pojmowaniem świata zewnętrznego a także niewiedza, jaką wykazywał się od samego początku bardzo mnie irytowały. Pomimo tego w wielu momentach stałam za nim murem, a America doprowadzała mnie do szewskiej pasji swoim niezdecydowaniem a także swoją krnąbrnością i brakiem opanowania. Ogromnie ubolewam nad nieukończeniem wątku rebeliantów a także nad końcem jednej z moich ulubionych kandydatek. Nie mogę przełknąć tego, że Celest znienawidzona przez Ami raptem stała się jej przyjaciółką. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko, najczęściej nienawiść i niechęć są w nas bardzo zakorzenione. W sumie jak zaczynam się rozpisywać to zauważam, że znalazłam wiele mankamentów w owej powieści i aktualnie moje oczarowanie wydaje się powierzchowne. Seria ,,Rywalki'' to baśń, i jeśli pojmować ja w takich kategoriach to jest ona bardzo udana. Jednak gdyby spojrzeć na nią z perspektywy życia jest to wybujała wyobraźnia kobiety z syndromem księżniczki, która czeka na swojego księcia. Jednak czy książki nie mają nas właśnie przenosić w inny świat, kreować coś, co na pewno nie miałoby racji bytu w rzeczywistości?

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

,,Niezbędnik pilnej studentki''


Chociaż do rozpoczęcia roku akademickiego jeszcze sporo czasu, to ja już powoli przygotowuję się na nadchodzący semestr. Powiem szczerze, że jak bardzo często ludzie spoglądają z niesmakiem na wcześniejsze lata edukacji tak na studiach większość z nich jakoś zaczyna się odnajdować. Uwarunkowane jest to przede wszystkim jakąś drobną możliwością wyboru w początkowym etapie naszego życia. Z własnego doświadczenia powiem szczerze, że nigdy nie zamieniłabym już studiów na ponowną edukację w szkolnej ławie. Mimo, że wykłady trwają tu, co najmniej dwie godziny szkolne a więc 1,5 h zegarowej to mijają znacznie szybciej niż np. dwie matematyki pod rząd. Zapewne fakt, że lubię się uczyć i jestem dość dobra studentką ma znaczny wpływ na moje zdanie o uniwersytecie. Jak już wspomniałam wyżej, zaczęłam przygotowania do studiów drugiego stopnia, a więc studiów magisterskich. Postanowiłam zrobić Wam tu mały spis rzeczy, w jakie, moim zdaniem, wypada się wyposażyć.  Już od dawna lubiłam usystematyzowany plan działania, poczynając od rozpisania sobie dnia na karteczkach kończąc na korzystaniu z plannera. Jest to fajny sposób na ogarnięcie zajęć w ciągu dnia. Wynika to przede wszystkim z faktu, że mamy przed oczami czynności, jakie powinniśmy wykonać w bieżącym czasie. Przyjemnie jest również patrzeć na zwiększającą się liczbę ptaszków na stronie z zadaniami. Miło jest wiedzieć, że już niewiele nam zostało.  Wspomnę również, że większość zadań planuje sobie na godziny poranne, chyba, że mam zajęcia, z tego względu, że później mogę spokojnie odpocząć bez oddechu ciążących obowiązków na karku. Dodatkowo przed południem o wiele lepiej przyswajam wiedzę, a dodatkowy kubek kawy jeszcze bardziej pobudza do działania.  Drugą rzeczą a może rzeczami są notatki, a dokładniej kolorowe flamastry (zakreślacze), których używam do ich tworzenia. Nie lubię miszmaszu, dlatego najczęściej używam dwóch kolorów do notatek z jednego przedmiotu. Jeśli notuję coś na ćwiczeniach wybieram czarny długopis oraz czerwony cienkopis. Oba kolory doskonale ze sobą kontrastują i pozwalają na szybkie przeszukanie tekstu. Jednak, kiedy zaczynam się uczuć do egzaminu, staram się robić notatki bądź przepisywać testy niebieskim długopisem, bo jak dowodzą badania, tak zapisane słowa szybciej zostają zapamiętane. Dobra, jednak nie miałam się tu skupiać na długopisach, więc, powracam do flamastrów. Najlepiej uczy mi się z czterema kolorami tj. żółty, zielony, różowy oraz pomarańczowy. Resztę kolorów, którymi dysponuję wykorzystuję najczęściej do dopisania uwag. Oprócz staroświeckich pisemnych notatek bardzo często stawiam również na komputer. W tym celu zaopatrzyłam się w notebook mniejszego rozmiaru, który nie będzie zajmował dużo miejsca a zarazem usprawni proces notowania. Był panner, notatki i flamastry, jednak by użyć tych wszystkich rzeczy muszę wiedzieć, że w danym tygodniu mam np. egzaminy. Dlatego też ważny jest kalendarz, zarówno ścienny, gdzie przejrzyście widzę wszystkie nadchodzące zadania w miesiącu, ale także, kalendarz kieszonkowy, gdzie na bieżąco zapisuję sobie podczas zajęć daty kolokwiów i egzaminów. Lubię również zapisać sobie konkretną datę na karteczce i przykleić ją na lodówkę. I tym właśnie akcentem przechodzę dalej, czyli karteczki, jest to jedna z wielu niezbędnych rzeczy na studiach.  
Kolorowe kartki do zaznaczania stron, większe do zapisywania jakiś uwag, do tego różnego rodzaju duperele do spinania i segregowania materiałów. Kiedy już jestem zaopatrzona we wszystko do nauki, musze pamiętać również o swoim organizmie. Często zdarza się, że zajęcia trwają do późnych godzin np. do 20. Nie zawszę jest możliwość wyjścia na jakiś szybki obiad a wiadomo, że jak człowiek głodny to i zły, a wtedy nauka wcale nie wchodzi. Dlatego staram się mieć ze sobą zawsze coś do przegryzienia i wypicia. Tutaj stawiam na wygodne rozwiązania, które nie zajmą dużo miejsca w mojej i tak upchanej do granic możliwości torbie. Najczęściej jest to albo termos z gorącą kawą albo bidon z wodą i owocami.  Dodatkowo zabieram ze sobą pojemnik na jogurt i płatki, jest on na tyle wygodny, że każdy element posiłku aż do jego spożycia pozostaje rozdzielony, więc nie mam tego problemu, że po dłuższym czasie staje się on papką. W naprawdę trudne dni, kiedy zajęcia zaczynają się o 8 a kończą o 20 sięgam po znacznie większe pudełko, w którym upycham porządny posiłek, np. łososia z makaronem i pomidorkami. Do tego w oddzielnej komorze umieszczam jakąś słodką przekąskę i mały owoc. I tak opakowana, jestem gotowa do wyjścia. Mam nadzieję, że ten post przygotuje i Was!
                                                       

środa, 1 sierpnia 2018

,,Nieśmiertelni''


,,Nieśmiertelni’’ to zbiór miłosnych wampirycznych opowieści, stworzonych przez osiem utalentowanych autorek, wśród, których znajduje się np. Reachel Caine znana wam zapewne dzięki ,,Wampirom z Morganville’’. O tym, jakie opowieści znajdą się w książce zdecydowała P.C Cast, która o świecie wampirów wie chyba wszystko. Jeśli ktoś ma wybierać treści dotyczące tych stworzeń to tylko ona, która stworzyła wraz z córką fenomenalną serię ,,Dom Nocy’’. Mimo , że ,,Nieśmiertelni’’ jak i większość książek o wampirach, skierowana jest głownie do nastolatek, to taki klimat w upalne dni jak dla mnie jest idealny. Opowieści skupiają się głównie na atrakcyjności owych postaci, opowiadają o tym jak zgubne są dla nas sytuacje obcowania z nimi. Niektóre wręcz przeciwnie ukazują wampiry, jako normalnych członków społeczności lokalnych, które doskonale funkcjonują nawet w słoneczny dzień. Większość z nich tworzy niestereotypowy wygląd wampira, obala wiele zabobonów a część nawet wyśmiewa i porównuje wampiryzm do genetycznej cechy rozwijającego się człowieka. 
Miłosne wampiryczne opowieści to nie tylko romanse, ale również utwory opisujące inne rodzaje kochania, takie jak miłość rodzicielska czy też przyjaźń. Oprócz tytułowych postaci, bardzo często w tych krótkich historiach pojawiają się również łowcy nocnych ,,potworów’’, lekarze, którzy pomagają ciałom wybrańców przystosowywać się do zachodzących w nich zmian, w jednej z opowieści pojawia się również zombie, jednak w każdej przewija się motyw krwi. Niech was to nie zwiedzie, nie zawsze chodzi tam o jej picie, co mocno zakodowaliśmy sobie w głowie, jako jedna z głównych cech wampirów. Co najlepsze każda z nich nie wydaje się być wyrwana z kontekstu, to bardzo przyjemne przeskakiwać z opowieści do opowieści jednocześnie nie gubiąc się w fabule każdej z nich. Przyznam się Wam szczerze, że od czasów Belli i Edwarda zawsze lubiłam poczytywać wampirze romansidła takie jak ,,Pamiętniki Wampirów’’, ,,Dom Nocy’’ czy też ,,Wampiry z Morganville’’ więc jeśli tak samo jak ja, choć trochę darzycie sympatia takie klimaty to zachęcam Was do lektury ,,Nieśmiertelnych’’.