W związku z tym, że tak
naprawdę z całej serii trzy pierwsze tomy skupiają się najbardziej na historii
Ami i Maxona, recenzja będzie dotyczyć właśnie tych książek. Seria Rywalki już
dawno przewijała się na mojej tablicy na Instagramie, jednak bardzo sceptycznie
podchodziłam do jej przeczytania. Kierowało mną przekonanie, iż jest to tylko i
wyłącznie tania bajka dla nastolatków, coś pokroju ,,Zmierzchu’’. Zbytnio się
nie pomyliłam, jednak Kiera Cass poruszyła coś w moim sercu i oczarowała mnie
swoją powieścią. Pomimo tego, ze podział klasowy a także forma wyboru
kandydatek do Eliminacji, których w prawdzie dotyczy cała książką, bardzo
przypominała mi ideą ,,Igrzyska Śmierci’’ dałam szansę Rywalkom. Dosłownie
pochłonęłam pierwszą część, a że do drugiego tomu miałam ograniczony dostęp i
musiałam na niego poczekać, pękałam z ciekawości, co będzie dalej z Mer. Kiedy
dorwałam się do dalszych losów głównej bohaterki zaczęłam uświadamiać sobie, ze
bardzo podobnie jak ona reaguję na jej dwóch adoratorów. Nie mogłam się
zdecydować czy wolę Aspena czy też Maxona. Pierwszy z nich wydawał mi się
bardzo lojalny i słodki, ale jak dobrze każda z nas wie, na dłuższą metę taki
facet zaczyna się nam nudzić. Całkowite oddanie, porównywalne do psiej
wierności jest oklepane. Natomiast pyszałkowatość Maxona, jego problemy z
pojmowaniem świata zewnętrznego a także niewiedza, jaką wykazywał się od samego
początku bardzo mnie irytowały. Pomimo tego w wielu momentach stałam za nim
murem, a America doprowadzała mnie do szewskiej pasji swoim niezdecydowaniem a
także swoją krnąbrnością i brakiem opanowania. Ogromnie ubolewam nad
nieukończeniem wątku rebeliantów a także nad końcem jednej z moich ulubionych
kandydatek. Nie mogę przełknąć tego, że Celest znienawidzona przez Ami raptem
stała się jej przyjaciółką. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko,
najczęściej nienawiść i niechęć są w nas bardzo zakorzenione. W sumie jak
zaczynam się rozpisywać to zauważam, że znalazłam wiele mankamentów w owej
powieści i aktualnie moje oczarowanie wydaje się powierzchowne. Seria ,,Rywalki'' to baśń, i jeśli pojmować ja w takich kategoriach to jest ona bardzo udana.
Jednak gdyby spojrzeć na nią z perspektywy życia jest to wybujała wyobraźnia
kobiety z syndromem księżniczki, która czeka na swojego księcia. Jednak czy
książki nie mają nas właśnie przenosić w inny świat, kreować coś, co na pewno
nie miałoby racji bytu w rzeczywistości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz